czwartek, 15 maja 2014

2- Jej cień

„Chcąc pozostać na zawsze w przeszłości, stałem się Jej cieniem…
Cieniem Lucy. ”
 ~*~
Wtem rozlega się jęk. Krótki, przeraźliwy, pełen cierpienia. Mógłbym rzec, że odzwierciedlał krzyk agonii.
Dynamiczny ruch, huk i charakterystyczny szczęk łamanych kości. Zastanawiałem się, czy to mój ruch był taki otępiały, czy to ból w ślimaczym tempie dobrnął do ofiary.
Cisza.
Co się dzieje?
Wmówiłem sobie, że zamknięte oczy będą dla mnie lepszą alternatywą. Jakbym bał się dostrzec rzeczywistość. Tą okrutną prawdę, w której byłem mordercą. Przerażała mnie świadomość tego, co zrobiłem.
-Żegnaj, Salamandrze- cichy szept mężczyzny sprawił, że mimowolnie otworzyłem oczy. To, co ujrzałem, na zawsze pozostanie w najgłębszej szufladzie pamięci.
Męska sylwetka obrócona przodem do mnie. Postać nieco pochylona, nogi bezwładnie wierzgały w powietrzu, pięści usiłujące zdjąć moją dłoń z szyi. Wróg był blady, a oczy miał szeroko otwarte. Z kącika ust sączyła się krew.
Byłem pusty. Nie potrafiłem wydusić żadnego słowa, brakowało mi tchu. Właśnie umierał człowiek, którego zabiłem własnymi rękami. Ja tylko chciałem, aby nie oczerniał Lucy… Rozpacz rozdzierała mnie od środka. Wypełniała każdy zakamarek mojego ciała. Brudziła czarnym atramentem moje rozdarte serce. Napełniała mnie jeszcze większą nienawiścią do samego siebie.
Krople szkarłatnej cieczy uderzyły o moją przerażoną twarz. Dygotałem jak osika na wietrze. Machinalnie wypuściłem ofiarę z uścisku, ale było już za późno. Odebranego życia nie da się przywrócić.
Ja… zabiłem człowieka.
Bezwładnie opadłem na kolana. Wpatrywałem się w dłonie ubrudzone krwią. Moje ręce stały się narzędziem do pozbawiania ludzkiego życia.
Lucy, uratuj mnie! Od tej ciemności, w której tonę.
Zamarłem w bezruchu. Zastanawiałem się, czy moje serce nadal bije. Nie słyszałem go. A może to mnie zabito, a to wszystko to tylko naiwne wyobrażenia rzeczywistości.
I wtedy ujrzałem przerażone oczy Lucy. Takie same jak tamtego dnia.
~*~
Nie mogłem znieść bezsilności i niewiedzy. Byłem wściekły i rozjuszony. Myślałem tylko o Lucy, więc cała koncentracja poszła sobie odpoczywać. Po czujnych obserwacjach zrozumiałem, że to ja muszę zaatakować. Cierpliwie czekałem, aż sylwetka wroga wyłoni się z opadającego kurzu. Od razu zrobiłem krok naprzód.
-Natsu! Uważaj!- usłyszałem rozpaczliwy głos Graya i raptem spojrzałem za siebie przez ramię. Ciało przeciwnika szybowało w powietrzu niezwykle zwinnymi i szybkimi ruchami. Ledwie umknąłem przed kopnięciem, a już zaatakował mnie po raz kolejny.
Z pomocą przyszedł mi brunet. Zablokował lodowym mieczem pięść oprawcy i zaklął siarczyście pod nosem:
-Pożałujesz, że ośmieliłeś się zaatakować naszą gildię. Pożałujesz, że z nami zadarłeś. Słyszysz, debilu?
Zeref patrzył na nas przenikliwie i natarczywie. Jego moc dziwnie na mnie oddziaływała. Nie czułem tego powszechnego strachu przed potęgą Czarnego Maga. Uaktywniłem swoją magię i byłem silnie rozjuszony jego działaniem. Oboje z Grayem odskoczyliśmy do tyłu, a przeciwnik nie ruszył się z miejsca.
-Coś tu jest nie tak – zauważył brunet.
-Och, już zaczyna mnie irytować! Stoi tylko w miejscu i broni się jak jakiś idiota! Jakby grał na czas. Cholera, nie możemy marnować na niego ani sekundy więcej. Muszę znaleźć Lucy.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek zdobędę się na taki gest troski. A jednak. Ta dziewczyna wyzwoliła ze mnie moją delikatną stronę.
-A co z nim?
-Ważniejsza jest Lucy – oznajmiłem, co natenczas zdziwiło Graya. Po chwili jednak uniósł kąciki ust do góry.
-Tak, ale pomyśl. Dopóki on jest z nami, Lucy jest bezpieczna. To takie trudne do zrozumienia, płomyczku?
-Problem w tym, że on nie jest prawdziwy. Jak mogłeś tego nie zauważyć, mrożonko? – prychnąłem. Chłopak spojrzał na mnie z zainteresowaniem, a ja postanowiłem, że najlepiej będzie, jak ujrzy na własne oczy moje podejrzenia.
-Gray, powiedz mi. Kim jest Zeref? –spytałem stanowczo. Mierzyłem ostrym wzrokiem wroga i aż ciarki mnie przeszły na jego widok.
-Chodzi ci o to, że jest najpotężniejszym czarnoksiężnikiem w historii?
-No właśnie. To dlaczego nie może sobie poradzić z dwójką zwykłych magów? Coś mi tu nie pasuje.
-Tyle, że teraz nie mamy czasu na myślenie o tym. Musimy pokonać tego gościa …- uciął.- Chwila! Skoro to rzeczywiście podróbka, to nie ma sensu z nim walczyć. A jeśli prawdziwy, to nie mamy z nim szans. Cholera! – Naprawdę nie mogłem nasycić się widokiem głupiego Graya. No, no!
-Może wreszcie zaatakujecie i utniecie te bezsensowne pogaduszki? – wtrącił Czarny Mag. Widocznie zaczął tracić cierpliwość.
-ZAMKNIJ SIĘ!- wydarliśmy się jednocześnie z brunetem. Nikt, ale to nikt nie ma prawa przerywać nam naszych rozmów.
Zawinąłem dłonie w pięść i obróciłem się do przyjaciela:
-Przypatrz się uważnie. Chyba wiem, jak się go szybko pozbyć – usiłowałem wypowiedzieć to tak, aby wyjść na dumnego i mądrego. – Szykuj się do walki, pajacu! Ale się napaliłem!
-W końcu. – Znowu nie ruszył się nawet o milimetr. Po prostu stał w miejscu i czekał. Cholera. Skoro jego celem jest Lucy, to dlaczego nas jeszcze nie zaatakował?
Przełknąłem ślinę. Wypełniła mnie fala gorąca i omiotła moje serce. Uspokój się!  Skup się i analizuj ruchy przeciwnika.
Popędziłem przed siebie i wycelowałem ognistą pięść idealnie w klatkę piersiową przeciwnika. Naprawdę sądziłem, że takim sposobem zmuszę go do użycia jakieś techniki, aby zaprzeczyć swoim obawom. Nie mogłem odgonić myśli, że prawdziwy Zeref goni teraz Lucy. Starałem się wierzyć, że to ja zmagam się z tym realnym. Wydobyłem z siebie donośny głos determinacji. Moja pięść przeniknęła przez ciało oprawcy. Zeref chwycił mój nadgarstek, wykręcił go do tyłu i rzucił mną w górę. Moje ciało ulatywało gdzieś na bok.
To było potwierdzenie.
Cholera, Lucy!
Nie mogłem tutaj tracić czasu! Nie teraz! Pokonam Zerefa, ale najpierw muszę upewnić się, że z Lucy wszystko w porządku.
Oczy Graya stały się nieludzko wielkie.
-Później mi podziękujesz. Teraz leć ratować swoją księżniczkę!
Normalnie zaprotestowałbym i nie pozwolił, aby cała przyjemność z walki przypadła brunetowi, ale obecna sytuacja zmusiła mnie do tego. Kątem oka ujrzałem coś, co sprawiło, że przez chwilę obserwowałem przyjaciela. Ciało Graya zaczęła otaczać lodowa otoczka. Migotała na najrozmaitsze odcienie bieli i niebieskości. Była to chłodna i potężna aura. Jego magia zaczęła się rozrastać. Z jego oczu biła niepohamowana determinacja i wola walki. Wiedziałem, że mogę pozostawić to w jego rękach.
-Co to jest?- spytałem oszołomiony.
-No wiesz…- nieznacznie uśmiechnął się. – Nie tylko ty znalazłeś kogoś, kogo chciałbyś chronić. Jej pojawienie się sprawiło, że zmotywowałem się do treningów. Moim obowiązkiem jest bronić moich przyjaciół i pomagać im. „Bo gildia to moja rodzina i siła”, pamiętasz? To ty to zawsze powtarzasz. Później pogadamy. Idź już!- oświadczył okrzykiem.
-Jasne!- kiwnąłem głową. Zacząłem się czuć dziwnie, polegając na przyjacielu.
Miałem już pędzić przed siebie, ale wówczas do moich uszu dobiegł kobiecy głos. Odwróciłem się w kierunku źródła. Raptem spomiędzy budynków wybiegła zdyszana Mira. Najwidoczniej chciała odpocząć, bo przystanęła i zgięła kolana, gdy nagle wyprostowała się i jęknęła.
-Cholera… Lucy… jest…Mistrz…nie…mógł…- wydyszała ledwo, wciąż próbując złapać oddech.- Musisz ją …
-Gdzie jest Lucy? –zawołałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Mira pokręciła głową, jakby niedowierzała obrazowi przed sobą. Dopiero po chwili popatrzyła na mnie, a to co ujrzałem w jej oczach, nie odzwierciedlało niczego dobrego.
-Co tu robi Zeref? –jęknęła, drżąc.
-Stoi, do cholery- warknąłem. – Gdzie jest Lucy?
-Ona biegła w stronę polany… chyba …Gonił ją Zeref.
Resztkami sił próbowałem się powstrzymać od wyżycia się na przyjaciołach. Że też wcześniej nie mogłem tego pojąć! A teraz jest w niebezpieczeństwie. Jest sam na sam z prawdziwym Zerefem.
-Co robimy?- zapytała zaniepokojona Mira.
-Do cholery, róbcie co chcecie. Ja idę po Lucy.
~*~
Siła mojej pięści roztrzaskała dach jednego z budynków. Nie dbałem o to, czy ktoś znajdował się tam. Moja prędkość była wręcz nadludzka. Czułem, jak adrenalina depcze mi po piętach. Prowadzony przez złość skręciłem w prawo i wreszcie znalazłem się na wzniesieniu, gdzie po raz pierwszy spotkałem Lucy. Niejako natychmiast jasny słup światła zagrodził mi drogę. Stanąłem jak zaklęty i rozglądałem się po polanie. Mój wzrok utkwił w jednym punkcie.
-O cholera…
Zmroziło mi krew w żyłach. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, co odgrywało się na moich oczach.
-Myślisz, że takim sposobem mnie pokonasz? Ha, ha, ha! Dobre sobie. Zabiję cię, zanim przywołasz te swoje duszki. – Zeref śmiał się jak opętany.
-Nie… - mój mózg samoistnie wypowiedział to na głos. Znałem to. Widziałem to. Nasza ostatnia misja, ciężki stan Lucy … każda myśl o tym wprowadzała w mojej głowie chaos. Błądziłem zszokowany po całej scenerii. Dziewczyna wyglądała okropnie. Nawet przez otaczające jej ciało magię, dostrzegłem liczne rany i zadrapania. Nie mogłem znieść tego napięcia. Stadium zdziwienia osiągnęło zenit, kiedy zrozumiałem, że Lucy nie ma jednej ręki.  Wystrzeliłem przed siebie jak rakieta, ignorując głos rozsądku namawiający mnie do uspokojenia się. Zsunąłem się z wzniesienia, tracąc równowagę. Szybciej, szybciej! Tępy ból atakował moje nogi. Mięśnie pracowały ze zdwojoną siłą. Dawały z siebie wszystko.
-Lucy!- zawołałem. Twarz dziewczyny była wykrzywiona z bólu i cierpienia. Spojrzała na mnie przelotnie i uśmiechnęła się.
-Zatrzymaj to, słyszysz? – krzyczałem zrozpaczony. W tej chwili byłem już kompletnie oniemiały.
Wspomnienia wbiły się we mnie jak ciernie róży. Z tego co zaobserwowałem ostatnim razem, Lucy potrzebuje chwili, aby skumulować odpowiednią ilość magii do przyzwania wszystkich dwunastu duchów. Oblizałem nerwowo wargi. Chciałem coś zrobić, ale nie wiedziałem co.
-Zatrzymaj to! – powtórzyłem już spokojniej.
Uśmiech Lucy zniknął, a magia otaczająca ją  przybrała intensywniejszy kolor. Kolejny cios i kolejny krzyk. Dziewczyna przeturlała się po trawie, ale nie uwolniła mocy. Kilka kropel łez potoczyło się po jej bladym policzku. Miałem wrażenie, że prędzej straci przytomność z potężnego bólu niż dokończy to. Ja nie potrafiłem tego znieść. Nie umiałem stać jak słup w soli. Wściekłość, która zdążyła się wyhodować w moim wnętrzu, owładnęła mną do tego stopnia, że nie zastanawiałem się nad konsekwencjami. Wiedziałem, że muszę zrobić jedno. Musiałem to zatrzymać!
Ruszyłem przed siebie. Patrzyłem na ból Lucy, który mobilizował mnie do szaleństwa. W końcu brązowe tęczówki zerknęły na mnie. Ile w sobie cierpienia miały zamknięte. Ile bólu, przerażenia. Kiedy znalazłem się przy niej, bez namysłu chwyciłem ją w swoje ramiona i mocno przytuliłem. Poczułem ciepło bijące z jej ciała. Zamknąłem ją w szczelnym uścisku i odskoczyłem gdzieś w bok. Sumiennie pilnowałem, by nie zadać Lucy dodatkowego bólu. Na szczęście w moich ramionach była bezpieczna. Oddychała płytko i niemiarowo.
Rozluźniłem uścisk i spojrzałem na Lucy. Dziewczyna zaniosła się płaczem, łzy znalazły ujście w jej oczach.
-Nic ci nie jest? – zapytałem, wkładając w to tyle czułości, ile potrafiłem.
Przytaknęła.
-Byłaś wspaniała – odgarnąłem pojedyncze kosmyki włosów do tyłu.
Usłyszałem jej szloch.
-Wcale nie. Nie potrafiłam nikogo obronić. Przeze mnie wszyscy zostali ciężko ranni. To wszystko moja wina. Przepraszam – wtuliła się w mój tors. – Tak się cieszę, że jesteś bezpieczny.
-Głupia, martw się o siebie- pogłaskałem ją po całej długości włosów. Chwyciłem za jej  jedyną już wątłą dłoń i ucałowałem delikatnie.
Gapiłem się na nią nieprzerwanie. Patrzyłem, jak jej klatka piersiowa z wolna podnosi się i opada, obserwowałem jak płacze i wpatruje się we mnie tym przepełnionym cierpieniem wzrokiem. Ból w piersi nagle się wzmógł i aż chwyciłem się za miejsce, gdzie biło serce. Czułem, jakby ktoś przekuwał mnie tysiącami szpilek. Jej twarz lśniła od potu.
-Przepraszam – wyszeptała zlękniona. Zacząłem szukać odpowiedzi, lecz przeciwnik nagle ulotnił się. Nie miałem teraz czasu na walkę z nim. Na szczęście znikąd pojawił się Gajeel i Erza, którzy zaczęli gonić uciekającego oprawcę.
Za co mnie przepraszasz?  Dziewczyna drżała i żeby potwierdzić swój tragiczny stan, wyplunęła sporą ilość krwi. Otaczająca ją magia, znikła. Świdrowałem ją spojrzeniem wielkich oczu. Patrzyłem na nią jak w amoku, jakbym próbował uciec od rzeczywistości. Moje tęczówki, zazwyczaj tryskające energią, teraz nabrały pustego spojrzenia.
-Przepraszam…- powtórzyła już chyba po raz setny. Nie rozumiałem tego. – Ja… umieram.
Ona  u m i e r a?
-To żart, prawda? Powiedz, że żartujesz. Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne, Lucy. Ale teraz to nie pora na to – mówiłem cały stek bzdur. Oszukiwałem samego siebie.
-Przepraszam.
-To niemożliwe – odezwałem się słabo.  Mój głos się łamał po wypowiadaniu tych słów. – To nie może być prawda, nie? Błagam… powiedz, że żartujesz. – czułem bicie jej serca.
-Nie doceniłam go… Na chwilę straciłam czujność i dosięgnął mnie swoją magią …Wiesz, że każdy kogo dotknie, ginie. Śmieszne, prawda? Taki marny koniec …
Mój krzyk wściekłości wszedł w jej słowo. Byłem przy niej. Położyłem jej dłonie na ramionach i delikatnie przeniosłem ją na trawę. W końcu spoczęła na ziemi. Moja twarz zbliżyła się do jej. Jej dłoń nieudolnie zawisła w powietrzu, jakby próbowała dosięgnąć mnie.
-Lucy… - wypowiedziałem cicho. – Pozwól mi być choć raz samolubnym.
Nachylałem się nad nią. Wpatrywała się we mnie znad półprzymkniętych powiek. Pochyliłem się nad nią jeszcze bardziej i dzielił nas niepodważalnie milimetr. Jej oddech był płytszy i krótszy.
To był moment, kiedy po raz pierwszy odważyłem się pokazać moje uczucia. Niespodziewanie złożyłem na jej ustach nieśmiały pocałunek.  Niemal rozpłynąłem się pod jej wargami. Były miękkie i ciepłe… Takie, jak sobie zawsze wyobrażałem.
-Czy nie zobaczymy się już więcej? – wyszeptała, kiedy oderwałem się od niej.
Moje oczy znowu otworzyły się szeroko, a drżącą dłonią pogładziłem jej policzek. Wspomnienia uderzyły we mnie z niewygodną prędkością i tak samo szybko umierały. Lucy zalała się solidną ilością łez, a jej szloch stłumiłem, wtulając jej ciało w moje.
-Wiesz czego najbardziej żałuję? – wychlipała.- Tego, że nie będzie mi dane zobaczyć, jak spełnia się twoje marzenie. Ale wierzę, że ci się uda. Ba! Na pewno odnajdziesz Igneela. Ach, naprawdę chciałabym go poznać i podziękować, za to, że wychował cię na takiego wspaniałego człowieka. Ciekawi mnie, jak jest ten smok. Pewnie taki wybuchowy i niezdarny jak ty. Nabyłeś to po nim, prawda? – wyplunęła kolejną dawkę krwi, a ja przerażony odsunąłem ją od siebie.
-Nie mów już nic- mruknąłem, cudem powstrzymując łzy. – Głupia, oczywiście, że go poznacz. I wtedy przedstawię cię jako moją dziewczynę. I zobaczysz, że nie jestem taki jak on. Jestem od niego lepszy i … i …
-Natsu- zachłysnęła się krwią, kiedy moja pojedyncza łza znalazła się na jej policzku. –Wiesz, kiedyś wyobraziłam sobie nasze wspólne życie. Ty, ja … i nasza pociecha. Zamieszkalibyśmy w małym domku nad jeziorkiem. Mielibyśmy taki duży fotel przed kominkiem. Przesiadywałabym tam razem z dzieckiem i opowiadała o jego wspaniałym tacie. A obok nas byłby Happy. Wcinałby swoją rybkę i narzekał na moją wagę. A wtedy ty…ty… - uśmiechnęła się ponuro. – Zastanawiałam się, jaki jest powód, że przyszłam na świat. Czasami żałowałam tego, że się urodziłam. Ale teraz cieszę się. Mogłam cię spotkać i obdarzyć wspaniałym uczuciem. Pokazałeś mi coś pięknego. Pokazałeś mi, czym jest miłość. – z trudem jej przychodziło coś wydusić. – Wiesz co? Kocham cię, Natsu.  – wyznała cicho.
-Proszę, nie zostawiaj mnie! Nie umieraj! – szlochałem jak dziecko. Nie powstrzymałem już łez. – Nie zostawiaj mnie, teraz, kiedy zrozumiałem, co do ciebie czuję. Kocham cię, Lucy.
Dziewczyna płakała, a jednocześnie wybuchła śmiechem.
-Dziękuję za to, że pokochałeś kogoś takiego jak ja … Kocham cię  - jej powieki zaczęły samoistnie zamykać się. Jej głos gdzieś umknął.
Typowe „bum, bum, bum” oznajmiające, że jej serce bije, zniknęło. Jej szloch znikł i teraz odbijał się echem. Jej słowa kocham cię – to ostatnie co od niej usłyszałem.
Łkałem żałośnie. Tak samo jak wtedy, kiedy zostawił mnie smok. Nie potrafiłem dopuścić do siebie prawdy. Nie umiałem zaakceptować rzeczywistości. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że teraz straciłem cały sens swojego życia.
Zanim zacząłem pojmować czym jest miłość, jej już nie było.
Kochałem ją, a ona odeszła.
Zostawiła mnie kobieta, którą darzyłem miłością.
Kocham ją, a ona kocha mnie. Dlaczego tak się musiało to skończyć? 
Już nigdy nie ujrzę jej brązu tęczówek, nie zachwycę się ich niezwykłą intensywnością. Nie zobaczę jej cudownego uśmiechu. Nie przytulę jej, nie pocałuję. Nie powiem, jak bardzo jest dla mnie ważna. Nie będę mógł się z nią kłócić i droczyć. Już nigdy jej nie wyznam, że ją kocham. Już nigdy jej nie zobaczę.
Lucy była moim szczęściem.
Nadała mojemu życiu barw i wypełniła pustkę w sercu. Stała się moją drugą połówką.
A ja po raz kolejny zawiodłem. Byłem za słaby by bronić to, co kocham.
 ~*~
 Sama nie wiem, co o tym myśleć. Chciałam oddać to najlepiej, jak potrafiłam. Było mi ciężko takie coś pisać. Przyznam, że inspirowałam się śmiercią Ace z One Piece. Trochę pomogło mi się wczuć w tą atmosferę. Mam nadzieję, że wam się spodoba.  Za błędy przepraszam, ale już nie mam siły poprawiać. 


12 komentarzy:

  1. *siedzi w koncie smutku i rozpaczy, słychać głuche spadanie łez na podłogę* Lucy... No... Ryczę jak bóbr...
    Mai: *przytula smutną Echię* Nie... płacz... *sama też płacze*
    Ka
    Mai: Wa
    *Echia i Mai* II~
    *dalej płaczą*
    *lekko się uspokaja, jednak dalej płacze* Wzruszyłam się...
    Mai: *też już lekko ogarnięta, ale jednak dalej lecą łzy z jej jasnofioletowych oczu* Ja też...
    Nie wiem co napisać... Dziewczyno, masz talent. Ja- sadystka, piromanka, uznawana za bezuczuciową dziewczynę, popłakałam się czytając Twoje opowiadanie...
    Mai: Lu żyje prawda?
    Nie wiem... Ale skoro Natsu na własne oczy widział jak u~
    Natsu: NIE KOŃCZ!!!
    N-natsu, zrozum on-na n-nie ży~
    Natsu: POWIEDZIAŁEM SKOŃCZ!!!
    D-dobrze...

    Przesyłam kontenery weny oraz pozdrawiamy.
    *znowu bezuczuciowa* Neko Echia i *nadal płacząca w koncie smutku i rozpaczy* Mai Musicrose

    OdpowiedzUsuń
  2. to było naprawde piekne...płakałam jak dziecko i nadal nie moge powstrzymać łez...nienawidziłam takich opowiadan gdzie Lucy albo Natsu umieraja ale twoje skradło mi serce...naprawde chyle czoło...

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest genialne! :)
    Przeczytałam wszystko jednym tchem.
    Masz dziewczyno talent. Co prawda najpierw znalazłam tamte drugie opowiadanie o FT ale nie miałam jak skomentować. Szkoda tylko że kończysz z tamtym bo jest wspaniałe ale to twoja decyzja. No nie ważne tam też skomentuje.
    Co do fabuły to jest smutna. Strasznie szkoda że Lucy nie żyje ale mam nadzieję że tak jak pisałaś pojawi się tutaj. W jakiejś formie ale pojawi.
    Rozdział był miażdżący. Natsu morderca i akcja z Zerefem! :o
    Czekam na więcej słońce! <3
    Pozdrawiam!
    ~ Amane

    OdpowiedzUsuń
  4. - Witaj kochana. Czemu kochana, przecież nawet Cię nie znam?
    Wyjaśnię to tak - jestem bardzo entuzjastyczną osobą. I bardzo zachwycona, teraz, dzięki tobie.
    - Przestań paplać o sobie, ileż można. - O, otóż to jest moja podświadomość, która będzie się przejawiać w ten i podobny sposób bardzo często. I choć zawsze ma rację to bardzo rzadko jej słucham.
    Ale teraz to zrobię, bo najwyższa pora dojść do głosu tam, gdzie to powinno nastąpić.
    Po pierwsze:
    Czytając Twoje opowiadanie czuję się tak jakbym czytała książkę. I to nie byle jaką książkę, tylko książkę, którą napisał ktoś pokroju Danielle Steel. Prościej, chodzi mi o to, że piszesz znakomicie, masz bardzo bogaty zasób słownictwa, wiesz przede wszystkim o czym mówisz i prawidłowo tych słów używasz. To Ci podnosi tak naprawdę rangę blogu już na początku, jak dla mnie 5+ pkt już na starcie za słownictwo.
    Jestem wniebowzięta fabułą Twojego opowiadania, a przede wszystkim wykonaniem.
    Po drugie:
    Na praktycznie co drugim blogu Lucy ginie, Lucy zostaje ranna, Lucy zapada w śpiączkę, albo Lucy zostaje ranna... Powtarzam się. Yare yare. Ubrałaś dobry, choć często wykorzystywany pomysł w takie dodatki, biorę to! To tak jakbyś zobaczyła piękne, naturalne drzewko na Boże Narodzenie, bierzesz je, jest śliczne, ale żeby na prawdę imponowało trzeba jej jeszcze ozdobić. Mam nadzieję, że wyjaśniłam to porównanie jasno i nie chodzi tu o to, czy Ty zajarzysz, a o to, czy ja dobrze wytłumaczę.
    Po trzecie: Po prostu czarujesz i onieśmielasz. Nie wiem jak Ty to robisz, ale sprawiasz, że brakuje mi tchu. Jeszcze przez dzień lub dwa będę chodzić w stanie depresyjnym, co jest u mnie rzadkością, ale w gruncie rzeczy dobry znak! Dla Ciebie, bo oznacza On, że fascynująco
    porywasz do opowiadania. Dla mnie, bo to znaczy, że znów trafiłam na epickiego bloga.
    Po czwarte:
    Mam nadzieję, że niebawem doczekam się następnego rozdziału. Pozdrawiam gorąco, cieplutko, ślę przytulaska i generalnie już Cię kocham. ♥ XD
    Happy~Chan ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za taki długi komentarz! :))
      Na bloga Twojego oczywiście, że wpadnę. Muszę znaleźć tylko dłuższą chwilkę wolnego. <3

      Usuń
  5. Cześć <3
    Powiem szczerze, że bardzo mi się spodobało Twoje opowiadanie. Pięknie opisujesz wszystko, a najbardziej wzruszyła mnie śmierć Lucy. Żal mi było Natsu... stracił ukochaną, ciekawe co będzie dalej z nim... będzie snuł się jak cień nie mając żadnej nadziej ii bo głupi Zeref mu już odebrał? Tak szybko? I tak prawie... bezboleśnie.. ? Smutna historia. Prawdziwa. Prawdziwe życie. Gratuluję.

    Czy będą dalsze rozdziały? Jeśli tak to proszę o powiadomienie mnie o następnych <3
    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za miły komentarz :) Cieszę się, że spodobało Ci się opowiadanie. Dalsze rozdziały oczywiście, że się pojawią, to dopiero początek opowiadania. Jeśli chodzi o powiadamianie, to tutaj możesz na bieżąco śledzić postęp w tworzeniu rozdziału : https://twitter.com/Mini_Aika

      Usuń
  6. Ugh! Przez ciebie rycze! Rycze! To niesamowite że umiesz tak rozbudzić czyjeś uczucia swoim pisaniem.Sama będę zakładała bloga na wakacjach i myślę że będą tam takie momenty. Mam nadzieję że rozdział pojawi sie niebawem! Happy już leci z paczką chusteczek i koszykiem weny dla ciebie!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak założysz, to podeślij link. :) Chętnie zawitam na Twojego bloga.

      Usuń
  7. Hej ! Dopiero odkryłam twojego bloga ! Jest świetny ! Czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś wspaniałego! Ryczałam w tym rozdziale razem z Natsu :(

    *Mikasa*

    OdpowiedzUsuń