~*~
" Jeśli chcesz być zauważony, przestań ukrywać się w czyimś
cieniu. Uwolnij się ze sznurków kontrolujących cię i porzuć bycie ...
marionetką. "
Monotonia dnia
wczorajszego stała się dzisiejszą codziennością. Te same rytualne schematy
przewijały się, odkąd sięgam pamięcią. Machinalnie wykonywałem kolejną czynność
perfekcyjnie co do minuty. Wszystko było uporządkowane jak w zegarku. No może
po za jednym … po za bajzlem pozostawionym w moim umyśle po Jej odejściu.
Te same myśli wierciły mi otwory w głowie. Nawiedzały
podświadomość niezależnie od pory dnia. Ciągnęły się za mną jak cień, nie
odstępując na krok. Odzwierciedlały one zmory i najokropniejsze kreatury z
ciemnych zakamarków koszmaru. Były jakby wyjęte z horroru zwanego życiem.
Zamierzałem urzeczywistnić pewną niedorzeczność,
jednak wątpliwości gromadziły się w mojej głowie. Czułem, że niewiele potrzeba,
aby kotłujące się we mnie emocje wybuchły jak wulkan. Chwila, a może dwie
wystarczyłyby abym ja, niczym tykająca bomba, wyrzucił ze swojego wnętrza niepotrzebny
balast. Może doznałbym tego, co nazywają ukojeniem.
Może porzuciłbym raniącą moją duszę rozpacz.
Może...
Wlekłem się po nierównej powierzchni brukowanego
chodnika. Nogami niemalże sunąłem po ziemi, nie mając ochoty, a raczej chęci,
aby je podnosić. Uważałem, to za żmudne i ogólnie męczące. Spacerowałem bez
konkretnego celu. Po prostu przechadzałem się między budynkami Magnolii z
pustką w głowie. O dziwo żadne nieproszone, przygnębiające myśli nie zamroczyły
mojego umysłu. Był przejrzysty, niespętany żadnymi niedogodnościami. Rzadko
osiągałem taki stan, lecz kiedy się to działo, odcinałem się całkowicie od
zewnętrznego świata.
Sunąc w przód, podążając za Jej dawnymi śladami
prowadzącymi jedynie do zguby, umysłem zatrzymując się w przeszłości. Taka ruchoma, ludzka lalka bez uczuć.
Marionetka w rękach nieprzewidywalnego losu, który śmiał mi się prosto w twarz,
powtarzając te same słowa mantry.
Jesteś nikim!
Wiem. Już dawno przyswoiłem sobie tę informację.
Jesteś nikim!
Jestem nikim...
Jesteś nikim!
Do cholery, wiem o tym!
Szept naruszający moją psychikę zniknął wraz z
powiewem powietrza. Jedynie szmer poruszanych liści i świst wiatru docierał do
moich uszu. A tak poza tym o tylko cisza. Głucha, milcząca cisza przerywana
dudnieniem serca.
Bam, bam!
Biło, biło coraz szybciej, jakby szukało sobie
nowego rytmu.
Bam, bam!
Biło, ono wciąż biło!
Czarny atrament przysłonił sklepienie nieba.
Nastała noc. Wreszcie ten cholerny dzień minął! Otaksowałem niebo spojrzeniem,
zatrzymując się w jednym punkcie. Na srebrnej gwieździe imieniem Lucy.
Może oszalałem. Może sfiksowałem w
podświadomości. Może postradałem zmysły i zdrowy rozsądek. Ale ...
Ale...!
Cofając się wstecz, do przeszłości. Widzę to
feralne wydarzenie sprzed pięciu lat. Tamtego dnia, kiedy Ona zakończyła swój żywot, tylko ta jedna gwiazda wdarła się na
nocne niebo. Tylko ona oświetlała tę nieprzerywalną czerń. Tylko ona sprawiła,
że tamta chwila nie zamieniła się w koszmar. Jeden jasny punkt na czarnym welonie.
Jedna gwiazda, tylko ona towarzyszyła Jej przy przejściu do lepszego miejsca.
Tylko ona czuwała nad dziewczyną … Tylko gwiazda imieniem Lucy spoglądała na moją ukochaną.
Nigdy nie zapomnę tego. Tej iskry nadziei
lokującej się w mojej podświadomości wraz z zobaczeniem tej gwiazdy. Ja wtedy
wierzyłem. Że Lucy będzie bardziej
szczęśliwa niż tu, na ziemi.
Ważna. Tak, ta gwiazda była dla mnie cholernie
ważna. Istniała w moim sercu po to, abym zawsze pamiętał o Niej. A gdyby nie ta gwiazda... to natenczas już tylko tęsknota
uświadamiała mi, że Ona kiedyś żyła,
a moja miłość do Niej była p r a w d z i w a.
W i e c z n i e
żywa w moich wspomnieniach. Choć dla mnie coś takiego jak zawsze nie istniało, to jednak ludzka,
głupia natura wpajała, że nieskończoność
gdzieś bytuje. Trwa bezustannie do kresu naszych dni.
Chłód uderzył we mnie gwałtownie, tak jak krople
bębniące o parapety mieszkań. Deszcz znienacka zaczął lecieć z nieba. Ziąb
uderzył w mój umysł, przez co ocknąłem się z letargu. Machinalnie naciągnąłem
kaptur bluzy na głowy. Obszerny materiał przysłonił niemalże całą twarz, a
sprzyjający temu mrok sprawił, że całkowicie ukryłem swoją tożsamość.
Ktoś. Tym się właśnie stałem... Takim nieznaczącym kimś.
Ulewa wcale mi nie przeszkadzała. Właściwie
lubiłem taką nieprzewidywalną, nieco ekstremalną pogodę. Krople zmywały oznaki
zmęczenia, otrzeźwiały umysł, pozbywały się uciążliwych czarnych scenariuszy.
Zamieniały codzienny, słoneczny obraz Magnolii w szarą, ponurą gorycz. Wówczas
miasto pokryte deszczem odzwierciedlało mój stan umysłu. Utożsamiało się ze
mną, zagubionym szczeniakiem.
Znalezienie czegoś podobnego do siebie koiło
moje nerwy. Krople deszczu zamieniły się w moją oazę spokoju. To sprawiało, że
czułem, że żyję.
Leje
coraz mocniej. Wystające pukle włosów z kaptura przyklejają mi się do czoła i
policzków. Przemoczona bluza przylgnęła do ciała niczym druga skóra. Natłok
niewielkich kropel całkowicie ogranicza mi widoczność. Biało, biało, wszędzie
biało!
Wmówiłem sobie, że gdy zamknę oczy, to będzie
dla mnie lepsza alternatywa. Już chciałem to uczynić, ale coś powstrzymało mnie
przed zrobieniem tego. Coś w podświadomości podszeptywało mi, że taka banalna
czynność- zamknięcie oczu może mieć katastrofalne skutki. Usilnie starałem się
walczyć z umysłem, przez co powieki co trochę był w półprzymknięte. Choć silna
wola okazała się silna, to i tak w końcu poddała się umysłowi.
Emocje powstały we mnie jak wstrząsały, jak
błyskawice, które przecinają niebo. Deszcz jeszcze bardziej się wzmógł, a ja na
oślep manewrowałem między kałużami. Czułem, jakbym bawił się z losem w
ciuciubabkę. Za ciemnymi klapkami nie widziałem nic, a mimo to próbowałem
szukać swojej zguby. Jednak odnosiłem wrażenie, że to ja jestem tą stratą, a przeznaczenie czymś, co
usiłuje mnie dopaść.
Ja byłem przynętą, a ono zwierzyną
na mnie polującą. Nasze role zostały już dawno rozdane i nic nie zapowiadało na
to, że ulegną zmianie.
Park wyglądał jak wyjęty z koszmaru. Rozmyte
kształty drzew, które giną w mroku. Znane mi na co dzień rośliny zamieniły się
w najstraszniejsze kreatury, potwory. Nocą zostały jakby owiane czymś
złowrogim, tajemniczym. Przełknąłem głośno ślinę. Nogi automatycznie zatrzymały
się przed ścieżką prowadzącą do parku. Coś blokowało mnie przed wybraniem tej
drogi.. Ale nie wiedziałem co.
Strach, nie, przerażenie owinęło się wokół
żołądka i nie chciało mnie puścić. Czułem, że gruby sznur spętał moje ciało
tak, że nie miałem jak się ruszyć. Nie drgnąłem nawet o milimetr.
Znieruchomiałem i stałem w bezruchu. Bałem się …
Ale czego?
Siebie.
~*~
-No, no, no! – usłyszałem nieznany głos.
Nie wiedziałem, skąd on pochodził. Nie potrafiłem
dostrzec ani wyczuć nieproszonego gościa. Zmarszczyłem jedynie brwi w
nienaturalny sposób. Dłonią naciągnąłem kaptur, jakbym chciał ukryć swoją i tak
już niewidoczną twarz. Najchętniej postawiłbym kogoś przed siebie i stałbym się
jego cieniem. Skryłbym swoją obecność. Chciałem być niewidzialny.
-Wychodź, tchórzu- usiłowałem brzmieć
normalnie. Wszak wyszło mi warknięcie, w którym stłumiłem swoją obawę. Głos
łamał mi się przy wypowiedzi, lekko drżał. Słowa „Wychodź, tchórzu” skierowałem
bardziej do siebie niż do intruza. Zahamowałem bojaźń, przynajmniej tak mi się zdawało.
-Spokojnie, spokojnie. Przyszedłem tylko
porozmawiać. – Zakapturzona postać opuściła swoją kryjówkę za pobliskim
drzewem. Przybliżyła się do mnie, stając twarzą w twarz.
-Czego chcesz? – powiedziałem dosadnie
nieprzyjemnie. Instynktownie uczyniłem krok w tył. Coś mnie w tym osobniku
przerażało. Roztaczał wokół siebie mroczną aurę.
Uciekaj!
Wołała moja podświadomość. Najchętniej
posłuchałbym jej, ale nie mogę pozwolić na to. Od kiedy stałem się faktycznie
strachajłą? Zacisnąłem mocno pięści, tak że kostki zbielały. Uniosłem wzrok ku
górze, mierząc nim przeciwnika. Twarz nałożyła kolejnej warstwy, maski
obojętności. Skryłem emocje w najciemniejszym zakamarku wnętrza.
-Oj, oj – głośny rechot wydobył się z jego
krtani. Śmiał się donośnie, a jego ciało zwijało się z salw śmiechu. – Jakiś ty
zabawny, Salamandrze! Już dawno się tak nie uśmiałem. A jednak to prawda, że z
ciebie zrobił się straszny cykor. Kiedyś ty budziłeś postrach, a teraz boisz
się osób, które niegdyś pokonałeś. Stoczyłeś się, wiesz? To przez tą
blondyneczkę, co? Za dużo spędzania z nią czasu i zniżyłeś się do jej poziomu…
-Zamknij się! – przerwałem mu krzyknięciem.
Zamknij się, zamknij
się, zamknij się!
Pragnąłem to wymawiać wielokrotnie, byle tylko
zapełnić czymś myśli! Nie umiałem słuchać o czymkolwiek związanym z Nią. A
przede wszystkim jakiś wyzwisk i oskarżeń w Jej stronę. Jej imię, charakter, przeszłość, ulubione
rzeczy było dla mnie tabu, którego nie naruszałem. Pamiętałem, że była
dziewczyna imieniem Lucy, którą pokochałem całym sercem i więcej nie chciałem
wiedzieć. To zbyt bolesne.
-Bo co? – drwił ze mnie. – Popłaczesz mi się
tutaj, czy co? A może zmusisz mnie do tego, co? Użyjesz swojej siły, abym
przestał nabijać się z tego słabeusza? Przejrzyj na oczy! Ona pociągnęła ciebie
ze sobą na dno. Stałem się nikim. Nic niewartym bezużytecznym śmieciem.
-Może masz rację – mruknąłem. – Nie, na pewno masz
rację! Możesz mnie wyzywać od najgorszych szumowin. Możesz mnie pobić i zatłuc
na śmierć. Możesz się ze mnie nabijać. To wszystko możesz robić, ale nie masz
prawa jej wyzywać. Do cholery, nie wybaczę ci zszargania jej imienia! –
wysyczałem, a uśmiech na mojej twarzy samoistnie się ukazał.
Taki szaleńczy, ukazujący wszystkie białe kły.
Taki uśmiech, jaki zawsze miałem przy walkach. W jakimś stopniu ujawniło się
moje dawne ja.
Adrenalina wypełniła moje żyły. Czułem napływ
drażniących emocji. Chciałem dać im upust. Wyzbyć się tej agresji, która
wychowała się u mnie w młodzieńczych latach. Skupiłem swoje myśli wokół
niebieskich migdał, aby przepędzić niechcianą irytację, która wzburzała się we
mnie jak gorąca lawa gotowa do wypłynięcia na wierzch w każdej chwili.
-Wreszcie się przebudziłeś, Salamandrze! A to
dobrze, bardzo dobrze! – zachwycał się nieznajomy. – Ale nie przyszedłem
dzisiaj walczyć. Chciałem tylko zobaczyć, w jak okropnym stanie jesteś. Widać to, co uważałem za słabość, okazało się twoją siłą. Miłość uczyniła cię
potężniejszym niż wcześniej, niewiarygodne – zamilkł, gdy ja znalazłem się
przed nim, dłonie otaczając wokół jego szyi.
-Gówno mnie to obchodzi, po co tu przyszedłeś –
warknąłem oschle – Trzeba było wiedzieć, co cię czeka, gdy do mnie szedłeś.
Teraz nie ma odwrotu – zacisnąłem ręce na jego szyi. Ścisnąłem mocniej.
Słyszałem, jak kości miażdżą się w moich dłoniach. – I jak, jakie to uczucie? –
pytałem.
Stałem nieopodal. Zbyt nieświadomy, by przyjąć
to, co widzę, ze spokojem. Przede mną stał zupełnie nowy ja, któremu cierpienie innego człowieka sprawiało ogromną radość.
Obserwowałem, jak różowo-włosy chłopak brutalnie miażdży gardło przeciwnika.
Nie poznawałem tej osoby, to nie byłem prawdziwy
ja.
Moja łagodna strona zaczęła zanikać. Oderwana od ciała spoglądała z boku na poczynania nowej osobowości.
Odzwierciedlenie duszy ponownie się zmieniło. Stało się brutalniejsze,
pozbawione ludzkich uczuć.
Stałem, nie poznając samego siebie. Krzyczałem,
błagałem, żeby przestał, ale nowy ja świetnie
się bawił.
Ludzka lalka bez uczuć zyskała jedno –
nienawiść do otaczającego świata. Wyrwała się ze sznurów wiążących ją z
przeszłością. Uwolniła się z objęć przeznaczenia, łapiąc życie we własne ręce.
Porzuciła los marnej marionetki.
Stałem się sobą. Nowym sobą w niczym
nieprzypominającym dawnego smarkacza. Stałem się w o l n y.
Wolny!
~*~
Od autorki: Ahoj! Po ponad miesiącu pojawił się wreszcie pierwszy rozdział. I
wiecie co? Jestem mega zadowolona. Wyszedł tak, jak chciałabym, żeby wyszedł.
Niektórych może zadziwiać nagła zmiana w charakterze chłopaka, ale o wszystkim
dowiecie się w kolejnych rozdziałach. Miało wyjść nieco mrocznie i
melancholijnie i sądzę, że osiągnęłam to. Podoba wam się pisanie z perspektywy
chłopaka? Macie jakieś zastrzeżenia. Piszcie śmiało. A rozdział z dedykacją dla
Ayomii. O innych informacjach dowiecie
się standardowo z twittera. Pozdrawiam was, kochane!
* chlip chlip * ja wcale * chlip chlip * nie płacze * chlip chlip * to tylko * chlip* paprok < siedzi i przeciera zapłakane oczy >
OdpowiedzUsuńRozdział cudny *O* niecerpliwie czekam.na dalsze części :3
Muszę się wkońcu gdzieś, komuś odezwać :D Bo mnie normalnie znienawidzicie ;3 Żeby nie było czytam wszystko czytam ! <3 Ale na ten pierwszy rozdział tego opowiadanka czekałam z cholerną niecierpliwością ! XD A musze coś napisać bo tak to pięknie opisałaś ... Wiesz że przez cb prawie się popłakałam na matematyce ?! Grrr :D 2 łezki mi poleciały ;____: I pani mi zabrała telefon ... Nasz dialogg : XD
OdpowiedzUsuń- A ty co tam patrzysz na ławkę i płaczesz ? Znowu nie uważasz ...
- Co ? *ociera łezki* Aaa ... niee ... *zaciesz debila (XD)* Po prostu wzruszyłam się ... *śmiech*
-Hmmm ? ;o
- No znaczy się... geometrią! ... geometrią sie wzruszyłam ... to takie piękne ! XD
- Telefon poprosze ...
...
Kurde mam z tego beke ! :D Mam szczęście że mi potem oddała :D
Naprawdę twoje opisywanie uczuć jest nie do pobicia ;___;
ALE NADAL NIE MOGĘ PRZEBOLEĆ ŻE TO OPOWIADANIE "TAK JAKBY" (XD) BEZ LUCY ;ccc
Przecież ich miłość przezwycięży wszystko ! PRAWDAAA ?! ;___:
No nie wypowiedziałam się zbyt mądrze i na team ... ale co tam, daję znać że żyję ! I że czytam wszystko co się dzieje na blogerze ! <333
Buziaki kochana i czekam z niecierpliwością na kolejny ! <333
~Tulęęęęę <333
Hahahahahahhaha xD Dialog rozwala xD
UsuńO, jejku! Wzruszyłam się przez was, dziewczyny! <3
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wam się spodobało. Uff, ulga! :))
DZIĘKUJE ZA DEDYKACJĘ :)
OdpowiedzUsuńJuż od samego wstępu pokochałam tego bloga :)<3
No naprawdę nie mogłam się doczekać nowego rozdziału :D
Ale w końcu jest !!!! :D<3
Bosko powtarzam Bosko
Mizutami :Szkoda mi biednego Natsu!!!!
Mi też ,zabrałaś mi Lucy !! zła !!!
Mizutami :Czekamy !!!
Oraz pozdrawiamy :3
Ayomii !! no i Mizutami
Mizutami :Ayomi jest okropna !!!
O rany a ja tak późno dotarłam na tego bloga. Pierwszy rozdział tak fenomenalny. Strasznie mi się podoba to jak ukazujesz różowołosego, doskonale opisujesz jego czucia, aż sama mogłam to wszystko poczuć. Przez parę sekund stać się nim. Ten ból, rozpacz, strach, nicość. Nie potarfił zapomnieć o ukochanej, nawet jeśli minęło 5 lat dla neigo to wieki katuszy o czym nigdy nie zapomnij. I wtedy pojawił się jakiś tajemniczy gostek. Spodobał mi się ten nowy, wolny, psychopatyczny Salamander. Już czekam na kolejny i weny życzę.
OdpowiedzUsuńNo nie dziwię się, że jesteś z tego rozdziału zadowolona. Ja też jestem xD Ale serio, aż nie wiem co napisać... Czuje, że to będzie coś odmiennego, coś nowego... Mam nadzieję, że zachowasz ten klimat, bo jest genialny. Z niecierpliwością czekam na cd :*
OdpowiedzUsuńCzemu tak późno dotarłam na bloga. Mam nadzieję, że jeszcze coś naskrobiesz :D
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że jesteś zadowolona z rozdziału. Płaczę, płaczę i płaczę cały czas ;( CUDO
pozdrawiam
Natalia
To jest takie.... piękne!
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie mogę przestać zachwycać się tym co tworzysz.
A brutalny Natsu to po prostu... NIE Natsu.
Oczywiście mam nadzieję, że w następnych rozdziałach wróci nasz kochany różowo-włosy chłopak ^^
PS. Mam pytanko... Jak czujesz się z tym, że doprowadzasz czytelników do płaczu? ;*
Oj, naprawdę nie wiem co powiedzieć! :)) Cieszę się, że tak moi kochani czytelnicy to odbierają... no i cóż, nie lubię nikogo doprowadzać do łez, ale z drugiej strony cieszę się, że jakieś emocje przelewam na te rozdziały.
UsuńKurcze podobało mi się ... tak bardzo, żę chcę czytać dalej :) Sorry, żę taki krótki komentarz, ale nie mam za bardzo czasu pisać :) A więc życzę weny, bo naprawdę jestem ciekawa dalszej części :)
OdpowiedzUsuńSwietny blog. Po.prostu cudo. Masz wielki talent. Rozdzialki jak dla mnie byl smutny, ale fajna akcja. Ciekawe kto ta zakapturzona postac? XD
OdpowiedzUsuńNanami: kocham tego blogaska
Yuhi: Nanami.nie przerywaj. A wracajc do ciebie.
Życze ci duzej weny i pozdrawiam razem z glupia Nanami
Nanami: Ej!!!! szmuteg :(
Yuhi: Prawde CI mowie. Niewazne.
Goraco pozdrawiamy
Nanami: Zaprraszamy na naszego bloga: http://fairytail-natsuxlucy.blogspot.com Do zobaczenia
Och Matko Boska ależ się namęczyłam, żeby znaleźć gdzie się komentuje... Przyzwyczaiłam się, że odnośnik jest na dole pod postem, a u Ciebie zostałam zaskoczona bo masz to u góry. Jestem głupia... No nie ważne.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do właściwej części komentarza, powiem tak:
Bardzo podoba mi się pomysł ze zmianą charakteru u Natsu. Nie lubię gdy jest wiecznie przedstawiany jako idiota i totalny kretyn. Zaskoczyło mnie jednak to, że postanowiłaś sprowadzić go na złą drogę. Świetny pomysł, oryginalny i ma moje poparcie (w granicach umiaru oczywiście, bo chyba mordercy z niego nie zrobisz?)
Brak Lucy, jej "niby" śmierć też dobrze przedstawione. Bez jej udziału akcja też może się nieźle potoczyć.
Podoba mi się, jestem na tak itp.
Znów zacznę marudzić, żebyś napisała kolejny rozdział. Będę nawiedzać Cię w snach i torturować, więc jeśli chcesz uniknąć tragedii to napisz!!!! BŁAGAM...
Również zapraszam do siebie, na blog o nalu - moc emocji, bo piszę od niedawna i przydałaby mi się jakaś opinia. www.nalufairytail.blogspot.com
Pozdrawiam serdecznie, ślę Wenę i modlę się o kolejny rozdzialik :)
Tayla
C...co? Nie wiem czemu, ani jak... ale doprowadziło mnie to do łez...? Może raczej poczucia smutku, aż pójdę zrobić sobie kakałko. Świetny rozdział, wgl świetny blog.
OdpowiedzUsuńZostawiam ci mojego nakama, nie wiń go, on nie chce być problemotwórczy, on po prostu kocha ludzi, dopiero się szkoli... http://natsu-x-lucy.blogspot.com/ ;_;
Ohayo!
OdpowiedzUsuńOMG... Oczarowała mnie magia Twojego rozdziału. Każde słowo przepełnione było prawdziwymi uczuciami, jakbyś przeżywała każdą chwilę razem z bohaterami. * chlip *
Piękne, to za mało powiedziane, DOSKONAŁOŚĆ w namacalnej postaci. :) :* Ach, nie mogę doczekać się następnej notki.
Pozdrawiam ciepło i ściskam
[boku-nanka-gashaberi-kaketara.blogspot.com]
SPAM
OdpowiedzUsuńObiecała wrócić. I wróciła. Czy po prawie dziesięciu latach nie miał prawa stracić nadziei? Jak długo można wierzyć, że ktoś wróci i żyć nadzieją? Nic dziwnego, że się zmienił. Ona też się zmieniła. Zyskała moc, ale straciła wiele lat. Wkrótce przyjdzie jej się zmierzyć z przeszłością, przed którą uciekała całe życie, do tego Wielki Turniej Magiczny pokrzyżuje wiele z jej planów. Poznaj historię jeszcze jednej zaginionej wróżki.
http://wymiar-wrozek-fairytail.blogspot.com/
Jestem zua. Tyle się nie odzywałam. Wiele myślałam, czy jeszcze coś napisać od siebie czy nie? Myślę, że będziesz na mnie zła po tak wielu, wielu dniach mojej nieobecności, ale przyjmę to na siebie, bo wiem, że źle zrobiłam. Powinnam być przy tobie w twoich najtrudniejszych chwilach, a zupełnie Cię olałam. Przepraszam za to. Ten rozdział uświadomił mi jaka byłam ja sama, kiedy przyjaźniłam się jeszcze z pewnym blondwłosym potworem. Byłam marionetką. Przez nią zamknęłam się w sobie. Ona skłaniała mnie do złego "bo będzie śmiesznie", ale wreszcie się z tego wyrwałam. Nie umiem żyć w nienawiści, więc to nie ona mnie do tego skłoniła. Zaczęłam czytać Biblię i ona mi uświadomiła co jest ze mną nie tak. Od nowa odzyskuję wiarę w siebie staram się naprawiać swoje błędy i dlatego tu jestem. Rozdział świetny - jak zawsze. Skłania do głębszych przemyśleń i naprawdę pozwala się wczuć. Nie wiem, czy to przeczytasz, ale mam nadzieję, że wybaczysz mi moją długą nieobecność. Świetnie piszesz i proszę nie przestawaj!
OdpowiedzUsuńAle ja nie jestem zła i oczywiście, że to przeczytam! :)))))
UsuńGłuptasie, cieszę się, że odezwałaś się i jak zwykle dziękuję za miłe słowa! :))
Do pisania wrócę, ale jeszcze nie wiem kiedy.